sobota, 4 maja 2013

Wspomnienia z Tanzanii, część IX




25 lipca 2012 r.


Na drugi dzień ruszamy do Serengeti. Żeby tam dojechać mamy do pokonania chyba ok. 200 km. Jedziemy i jedziemy. Przejeżdżamy koło krateru Ngorogoro, gdzie wrócimy za dwa dni. Zatrzymujemy się żeby podziwiać go z góry.






Ruszamy dalej. Po drodze widzimy żyrafy. 





 

Potem jedziemy i jedziemy i nie widzimy żadnych zwierząt oprócz bydła Masajów, których jest tu naprawdę mnóstwo. 





Zatrzymujemy się na lunch, który dostajemy w pudelkach. Nasz kucharz naprawdę dobrze gotuje. 




Wjeżdżamy do Serengeti. 




Droga staje się strasznie wyboista. I nie ma żadnych zwierząt oprócz antylop.
Kierowca pokazuje nam kopce z okrągłych kamieni charakterystyczne dla tego parku. Często na nich wygrzewają się lwy, niestety nie wtedy kiedy my zwiedzamy park. Popadamy trochę w apatię, bo jedziemy po wyboistej drodze, gdzie nie ma nic do oglądania. A w Serengeti, najwspanialszym parku na ziemi, oczekiwaliśmy wielkiej ilości zwierząt. Pojawia się kolorowy ptak, jaszczurka.




Wreszcie coś ciekawego, w trawie przy drodze leżą dwa lwy. Oczywiście otoczone samochodami. Mają identyczny kolor jak trawa w której lezą. Obserwujemy je dopóki całkiem się nie położą stając się niewidoczne. 







Za lwami widzimy jakieś duże antylopy. 


I małe, chyba to się nazywało topi.


Zaczyna się trochę ożywiać. Widzimy w trawie pasące się whardogi.



 I egipskie gęsi nad jeziorkiem. 



I samotnego słonia w oddali. 


Kierowca mówi, że należy uważać na takie zwierzęta, które chodzą w pojedynkę. Często atakują. I większą grupę słoni. Tu udaje mi się zrobić świetne zdjęcie, czterech słoni. Trzy dorosłe stoją w rządku jakby tresowane, a mały centralnie przed środkowym z nich. Ciężko jest uchwycić coś takiego, bo zwierzęta są w nieustannym ruchu.


W sadzawce widzimy pierwszego hipopotama. 



I malutkiego krokodyla. 



A potem bawoły. 



No i podjeżdżamy do miejsca niemalże osaczonego przez samochody. 



Przewodnik od razu widzi o co chodzi. Otóż na drzewie leży leopard. Z miejsca gdzie najpierw jesteśmy naprawdę ciężko coś dostrzec. Jednak podjeżdżamy bliżej i o wiele lepiej widać naszego kotka wypoczywającego na gałęzi.




Po tym jedziemy na kemping. Kemping jest prosty, czysty. Rozbijamy namiot, okazuje się Wim i Francuzi tez sami muszą od tej pory rozbijać namioty. Noc mija spokojnie, niestety nie nawiedzają nas żadne zwierzęta itp. Trzymają się z daleka od tego miejsca. Szkoda, że tak bez przygód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz